Łukasz Majewski: Trzeba robić swoje
Po wygranym meczu z Polpharmą przeprowadziliśmy rozmowę z Łukaszem Majewskim, kapitanem Wilków Morskich. Szczeciński skrzydłowy w ostatnich meczach pokazał, że wraca do formy z początku rozgrywek. W meczu z Kociewskimi Diabłami rzucił dwadzieścia punktów przy skuteczności ponad 80% rzutów z gry!
Po nie tak dawnej porażce z Polpharmą, to dzisiejsze zwycięstwo smakuje chyba podwójnie dobrze?
– Tak, czasami jak się za bardzo chce, to to przeszkadza. To nas troszkę zamuliło dzisiaj w trzeciej kwarcie. Zdarzyły nam się chwile przestoju. Tym bardziej, że oni trafili kilka ciężkich rzutów. Przede wszystkim cieszy zwycięstwo, zawsze jest kilka rzeczy do poprawy. Myślę, że wyglądaliśmy lepiej niż w kilku ostatnich spotkaniach. Popełniliśmy mniej głupot, a i przestoje nie były aż tak długie. Jeśli chcemy myśleć o niespodziance w meczu ze Stelmetem w niedzielę, to tych głupot musi być jak najmniej. Wiemy z kim gramy i oni bardzo brutalnie wykorzystują takie prezenty.
Czy mecz z Mistrzem Polski nie przychodzi trochę nie w porę? Rozpoczęliście serię zwycięstw i może ona być szybko przerwana.
– Na to nie ma dobrych momentów. Jak trafi nam się dobry dzień i odpalimy tak jak dzisiaj, a Stelmet będzie miał gorszy, to kto wie? Na to składa się bardzo dużo czynników, które mogą wpłynąć na wynik niedzielnego spotkania. W zależności jak my zagramy w obronie i czy pozwolimy im rozwinąć skrzydła jest to kluczem do najbliższego meczu. Jak gramy dobrze w obronie, to idzie nam w ataku.
Wszystkich kibiców cieszy Twój powrót do formy z początku sezonu. Co się zmieniło, że nastąpił ten comeback?
– Nie mogłem się ostatnio odnaleźć i nie oddawałem swoich rzutów, takich jak dzisiaj. Gdybym ich nie trafił, miałbym pretensje wyłącznie do siebie. Ostatnio tych rzutów nie oddawałem wcale. Wystarczy spojrzeć w statystyki: dwa rzuty na mecz. W takim wypadku można też nie mieć do zawodnika pretensji. Jak ich nie trafi, to właściwie nic się większego nie dzieje. Fajnie, że dziś się tak otworzyłem przed tak ważnym spotkaniem. W szczególności, że zbliżamy się do końcówki sezonu. Wiem, że jest dużo jeszcze grania, praktycznie cała druga runda, aczkolwiek zawsze płynie ona bardzo szybko. Zawsze wolałem końcówki sezonu. Myślę, że każdy zawodnik tak ma. Walka o play-offy wchodzi w decydujący czas. Mecze są co trzy dni i to nas nakręca.
Dobrze do zespołu wprowadził się Russel Robinson i powoli staje się liderem w drużynie Wilków.
– Dokładnie. Może to źle zabrzmi, ale nie popełniamy tak wielu błędów, jak to wcześniej często bywało. Nie występują one już w seriach, po trzy czy cztery. Owszem każdemu się one zdarzają, Russelowi również. Powtarzam nie zdarzają się kilka razy pod rząd i rywal to wykorzystywał i odjeżdżał nam na dziesięć punktów. Russel jest takim zawodnikiem, którego potrzebowaliśmy od początku sezonu. Wybór trenera i działaczy to był strzał w dziesiątkę. Już wiać, jak nam bardzo dużo pomaga. Choć teraz nie ma już na to czasu, to myślę że potrzebuję jeszcze troszkę by dojść do formy fizycznej. Każdy mecz dużo go kosztuje. Jest dopiero drugi tydzień w Polsce i początki związane z aklimatyzacją są zawsze bardzo trudne.
Jesteście w stanie sprawić niespodziankę w niedzielnym meczu?
– Pewnie, że jesteśmy w stanie. Liga pokazuje, że każdy może wygrać z każdym. Wiem, że gramy ze Stelmetem, obecnie najlepszą drużyną w kraju. Są najbardziej poukładanym teamem i będą zdecydowanym faworytem w nadchodzącym spotkaniu. Liga czasem pokazywała, że fundusze i nazwiska nie grają na parkiecie. To wszystko jest kwestią dnia. Odnosimy się do nich z szacunkiem, jak do Mistrza Polski, ale trzeba robić swoje. Trzeba zrobić wszystko, by sprawić tę niespodziankę.
tekst: Oskar Antoni Masternak
foto: Mateusz Szklarski