Rok skrajnych emocji w wykonaniu Pogoni Handball Szczecin

Kontynuujemy nasz cykl podsumowań 2015 roku w wykonaniu szczecińskich drużyn. Dziś przyszła kolej na chwilę refleksji nad postawą szczypiornistów Pogoni Szczecin w mijającym roku. Już na wstępie musimy zaznaczyć to, że wszyscy interesujący się piłką ręczną w Szczecinie przeżywali emocjonalny rollercoaster obserwując poczynania podopiecznych trenera Rafała Białego w ostatnich dwunastu miesiącach. Rok 2015 można podzielić na dwa półrocza, które całkowicie różnią się pod względem nastroju w jakim można wypowiadać się o postawie Portowców. Zacznijmy jednak od początku.

Czwarte miejsce i walka o medale Mistrzostw Polski

Początek roku to już tradycyjnie czas zarezerwowany dla reprezentacji, która w styczniu przywiozła brązowy medal Mistrzostw Świata w Katarze. W kadrze zabrakło miejsca dla szczecińskich zawodników, ale tak jak reszta zespołów Portowcy musieli czekać na wznowienie rozgrywek aż do początku lutego. Pierwszy miesiąc roku przyniósł jednak jedną istotną zmianę związaną z Pogonią. Odszedł główny sponsor klubu, firma Gaz-System i od tego czasu jej nazwa zniknęła również z nazwy klubu. Ciężar finansowania męskiej drużyny szczypiorniaka spadł w głównej mierze na szczeciński magistrat i grono mniejszych sponsorów. Wracając jednak do spraw czysto sportowych, w sezonie zasadniczym pozostało do rozegrania dziewięć kolejek i Pogoń zaprezentowała się w nich lepiej niż dobrze. Wygrane z Zagłębiem, Wybrzeżem, Nielbą, Śląskiem, Kwidzyniem, Stalą, do tego remis z Górnikiem i zaledwie dwie porażki z Puławami i Wisłą sprawiły, że Pogoń skończyła sezon regularny na czwartym miejscu. W między czasie swoje kontrakty przedłużyli z zespołem Bartosz Konitz, Mateusz Zaremba, Michal Bruna, Łukasz Gierak, Patryk Walczak i Paweł Krupa. Dlatego przed fazą play-off, w której Granatowo-Bordowi trafili na mielecką Stal, sztab szkoleniowy mógł spokojnie szykować zespół do najważniejszych spotkań w tym roku.

Fazę pucharową rozpoczęło zwycięstwo (29:25), po bardzo wyrównanym pojedynku, na własnym parkiecie odniesione nad wspomnianą wyżej Stalą Mielec. Do awansu do strefy medalowej wystarczała w tym momencie jeszcze jedna wygrana. Czeczeńcy na własnym parkiecie nie poddali się, zwyciężyli (31:24) i do wyłonienia zwycięzcy tej rywalizacji potrzebny był trzeci mecz. Siódemka z Grodu Gryfa wzniosła się na wyżyny swoich możliwości i przypieczętowała przed własną publicznością awans do półfinałów Mistrzostw Polski (28:25). Niestety następnym przeciwnikiem w kolejnej rundzie był prawdziwy hegemon polskiej ligi, który w ostatnich latach całkowicie zdominował rodzime rozgrywki, Vive Tauron Kielce. W trzech spotkaniach nie zabrakło walki, ale w chwili obecnej zwycięzca mógł być tylko jeden. W trakcie tej rywalizacji Kielczanie rzucili 105 bramek przy jedynie 72 trafieniach zawodników Pogoni. W tej sytuacji pozostała im walka o brązowy medal z Azotami Puławy. Niestety również w konfrontacji z tym przeciwnikiem zawodnicy Pogoni musieli pogodzić się z porażką. Po dwóch spotkaniach przed szczecińską publicznością oba zespoły miały po zwycięstwie na swoim koncie. W Puławach nie udało się już postawić przeciwnikom i tak samo jak w sezonie zasadniczym, tak i na koniec Pogoń uplasowała się na czwartym miejscu, dającym prawo udziału w europejskich pucharach. Duży wpływ na postawę i wyniki Szczecinian miała wpływ bardzo krótka ławka i wynikające z tego zmęczenie. Nie posiadając równorzędnych zawodników na tej samej pozycji trudno podjąć równą walkę z najlepszymi zespołami w Polsce.

Brak doświadczonych zmienników przyczyną przeciętnych wyników

By powtórzyć ten wynik i dobrze zaprezentować się w Europie potrzebne były wzmocnienia i inteligentna polityka transferowa. Niestety, początek letniej przerwy przyniósł pierwsze poważne osłabienie. Z drużyny odszedł Wojciech Zydroń, który w ostatnich latach był najlepszym strzelcem drużyny. W ciągu trzech sezonów zdobył 510 bramek w 78 spotkaniach. Później z kadry Pogoni ubyli Bartosz Konitz i Krzysztof Szczecina. Portowcy wzmocnili się głównie bardzo młodymi i mało doświadczonymi zawodnikami. Dla większości było to pierwsze zetknięcie z PGNiG Superligą. Jedynie białoruski rozgrywający Kiryl Kniazeu i bośniacki bramkarz Edin Tatar mogli poszczycić się ciekawymi życiorysami. Do grona sponsorów dołączył natomiast Zarząd Morskich Portów Szczecin i Świnoujście S.A. co było jedną z najlepszych wiadomości w czasie letniej przerwy w rozgrywkach. W czasie meczów sparingowych Pogoń radziła sobie w kratkę. Na jedenaście spotkań wygrała sześć i odniosła pięć porażek.

Bieżący sezon rozpoczął się od największej od kilku lat sensacji. W szczecińskiej Azoty Arenie pierwsze punkty od trzech lat stracił zespół Vive Turon Kielce. Remis po 31 z Mistrzem Polski i uczestnikiem turnieju Final Four Ligi Mistrzów to był świetny prognostyk wspaniałych emocji, jakich dostarczyć mogli szczecińskim kibicom podopieczni Rafała Białego. Później przyszła seria trzech zwycięstw i wszyscy interesujący się piłką ręczną w Polsce zastanawiali się na jak długo uda się utrzymać tak wysoką formę i kiedy pojawią się pierwsze oznaki zmęczenia. Jak się dość szybko okazało to wszystko przyszło bardzo szybko. Już w czwartej kolejce Portowcy musieli uznać wyższość Górnika, a zaraz potem przyszły porażki z Kwidzyniem, Legionowem i Puławami. Przełamanie nadeszło w meczu z Śląskiem (35:25), później co prawda przytrafiła się wyjazdowa porażka z Wisłą, ale na zakończenie pierwszej rundy spotkań udało się wyraźnie wygrać z Stalą Mielec (37:28). Jak się później okazało było to ostatnie zwycięstwo w 2015 roku. O serii pięciu porażek z rzędu napisano już chyba wszystko, więc nie będziemy już tego dalej roztrząsać. W między czasie Granatowo-Bordowi brali udział w Pucharze EHF, ale po dwóch porażkach z węgierskim KK Csurgoi szybko się z tymi rozgrywkami pożegnali. Do drużyny dołączył również Adam Morawski, utalentowany bramkarz wypożyczony z Orlen Wisły Płock, który w kilku spotkaniach pokazał swoje nieprzeciętne umiejętności.

Pogoń Szczecin zakończyła ten rok na dziewiątym miejscu w ligowej tabeli z dorobkiem jedenastu punktów w szesnastu kolejkach rozgrywek PGNiG Superligi. Nikt z takiego stanu rzeczy nie może być zadowolony. Dziesięć porażek to zdecydowanie nie to czego spodziewaliśmy się po czwartej drużynie poprzedniego sezonu. Jednego tylko nie można odmówić zawodnikom Rafała Białego – waleczności. W każdym meczu (może za wyjątkiem kompromitującej porażki z Legionowem) widać było wolę walki i zawziętość. Jednak na tym poziomie rozgrywek często jest to za mało by odnosić zwycięstwa. Trzeba zrobić wszystko, by awansować do fazy play-off i w przerwie letniej dokonać kilku wartościowych wzmocnień. Trzeba mieć nadzieję, że uda się uniknąć walki o utrzymanie, ponieważ żadna z drużyn łatwo nie odda miejsca w krajowej elicie.

tekst: Oskar Antoni Masternak
foto: Mateusz Szklarski


Reklama